Znalazłem wolny dzień, znaczy nie tyle znalazłem ile go wydarłem codziennej rzeczywistości. Co za święto, co za radość – cały dzień – tylko ja, samochód i zwiedzanie znaczkowych miejsc. Podczas całego dnia widziałem niesamowite rzeczy. Puszczę wodze fantazji i wymienię kilka, a wy postarajcie się odpowiedzieć, które są prawdziwe, a które tylko wymysłem mojej wyobraźni. Autentyczne dokumenty królewskie, potwierdzające przywileje miasta? Organy kościelne w muzeum? Eksponaty bractw kurkowych? Miecz króla Polski, podobny do szczerbca? Siedemnastowieczna wersja zamku Gerda? Wielkopolskie rękodzieło? Galeria obrazów? No to co jest prawdą a co nie? Które z tych wypisanych propozycji? Odpowiedzi proszę umieszczać w komentarzach pod dzisiejszym postem na FB.

cz5fot1
 Epitafium Samuela II Schlichtinga

Nie tracąc czasu wyjechałem z domu około 8.00, by w pierwszym punkcie znaleźć się około 10.00. Droga poszła szybko, bo już około 9.20 mijałem tablicę z napisem – Leszno. W mieście Leszczyńskich są dwa znaczkowe miejsca, obydwa związane z tą samą instytucją Muzeum Okręgowym. Szybko znalazłem budynek muzeum. Kupiłem bilet, który jak się okazało uprawnia do wstępu do obydwu miejsc, czyli głównego muzeum i Galerii Sztuki. Niestety jakoś się tak stało, że pani mnie o tym nie poinformowała, ale raczej nie było to wynikiem celowego działania, tylko chyba zbyt wiele pytań zacząłem zadawać na początku wizyty. Jednak moja niewiedza, a co z tym związane podwójne kupienie biletu, bardzo mnie ucieszyła… ale o tym troszkę później. Puściłem się w odmęty zwiedzania. Duże wrażenie zrobiła na mnie sala z portretami trumiennymi i epitafiami z których najokazalsze było epitafium niejakiego Samuela II Schlichtinga z początków XVIII wieku. Zdjęcie które zamieszczam, kompletnie nie oddaje wrażenia, jakie oddaje ten eksponat. Trochę męczyłem jedną z pracownic muzeum, jak zwykle zadając pytania. Biedna pani, akurat nie miała dużej wiedzy na temat eksponatów i musiała co chwila biegać po schodach, by znajdować odpowiedzi u innych pracowników. Całe szczęście dla pani i jej nóg, po kilku pytaniach i bieganiu przy tym po schodach, została przy mnie pani Ania, która znała większość odpowiedzi i nie traktowała mnie jak upierdliwca – wręcz przeciwnie, „dyskutowaliśmy historycznie”. Czy jest jeszcze coś ciekawego (oprócz epitafium i pani Ani)? Zdecydowanie tak.. i musicie to zobaczyć. Pani Ania sprzedała mi jeszcze newsa, o pałacu w miejscowości Włoszkowice, który został zbudowany na planie murarskiej kielni. Czyżby wpływ polskich osiemnastowiecznych masonów? Jedno jest pewne, takie miejsce powinno znaleźć się na mapie znaczków turystycznych. Już o tym myślę.

cz5fot2
 Dawna "Gerda"

Kolejnym miejscem był oddział muzeum - Galeria Sztuki. To bardzo ładny budynek. Kiedy do niego wchodziłem zastanawiałem się co mi on przypomina. Zagadka rozwiązała się, gdy doszedłem do głównej Sali wystawowej w której akurat wtedy była wystawa plakatów filmowych (z lat świetności polskiego plakatu filmowego, czyli że miałem powrót do lat gówniarstwa – to były czasy!). Przyznam się, że nie mógłbym wiele powiedzieć o drodze do głównej sali, pamietam tylko, ze było po schodach. Cały czas zastanawiałem się, dlaczego pani w kasie, gdzie kupowałem bilet i znaczek, zdziwiona zapytała „to bilet też?”. Sytuacja się wyjaśniła, ale dopiero, kiedy wychodziłem. Jak myślicie, co było powodem zdziwienia? Coś, co doprowadza mnie do małego szału… ale o tym za chwilę… zachowam chronologię zdarzeń. Kiedy schodami doszliśmy z przewodniczką do wspomnianej sali – oniemiałem! Ogromna, wspaniała, bogato zdobiona sala koncertowa. Od razu mnóstwo pytań w głowie. Gdzie ja jestem? Co tu było? Zresztą zobaczcie sami, chociaż i w tym przypadku zdjęcie nie odda rzeczywistości. Całe szczęście pracownica galerii szybko rozwiała moje watpliwości, odpowiadając na pytanie „Co tu było?” Okazało się, że jestem w starej synagodze! I to bardzo nietypowej, ponieważ w tej wielkiej sali były zamontowane okazałe organy, co było raczej rzadkością w synagogach. Zresztą w budynku jest miejsce w którym wystawiane są zbiory związane z kulturą żydowską - naprawdę bardzo ciekawe. Nie będę wam wszystkiego opowiadał, bo najlepiej obejrzeć to samemu, ale jestem ciekaw waszych wrażeń ze znaczkowych miejsc w Lesznie i z uwagą będę śledził wpisy i komentarze na podstronach tych znaczków (przy okazji – od jakiegoś czasu zacząłem tworzyć nowe miejsca znaczkowe. Pokazując ideę znaczka, bardzo pomagają mi w przekonaniu właścicieli miejsca, właśnie wasze komentarze. Problem jest tylko jeden – mało osób je pisze, a to naprawdę zajmuje ze dwie minuty!).

cz5fot3
 Synagoga w Lesznie

Wrócę jednak do dwóch zdziwień. Pani, która zdziwiła się, ze chcę kupić bilet i zwiedzać i mojego, które objawiło się po tym, jak usłyszałem te zdanie. Oczywiście szybko się to wyjaśniło, lecz niestety nie poprawiło to mojego humoru, a wręcz przeciwnie. Pani powiedziała mi, że około 50% znaczkowych turystów, kupuje znaczek i tyle go widzieli! Powiem wam szczerze, że nie chciało mi się w tę liczbę wierzyć. Możecie się na mnie złościć, obrażać, ale jeśli tak jest to jest mi po prostu za naszą brać wstyd! Po prostu nie ma na to słów, które potrafiłyby wtedy oddać moje wkurzenie (znaczy są, ale boję się, że administratorzy strony, by tego nie przepuścili). Niestety to nie był koniec. Pani chcąc być po prostu wiarygodna, „dobiła leżącego”. Na dowód swojej wypowiedzi powiedziała: „No właśnie tuż przed pana przyjściem był taki turysta. Kupił znaczek i powiedział, że teraz idzie do muzeum po następny”. Zgroza! Pamiętacie co pisałem o podwójnym kupionym bilecie przeze mnie? Naprawdę cieszę się, że tak się stało. Ten drugi bilet kupiłem za ciebie drogi znaczkowy turysto, który to odwiedziłeś Leszno w dniu 13 kwietnia 2017 roku miłościwie nam panującego! Ludzie, powiedzcie mi, jak tworzyć nowe znaczki? Kiedy my opowiadamy, ze przyjadą turyści, kupią bilet, zwiedzą obiekt itd. itd., a rzeczywistość okazuje się zgoła inna? Ludzie, którzy zarządzają takimi miejscami, bardzo często dzwonią do miejsc gdzie znaczki już są. Dzwonią po to, by zapytać jak w praktyce działa IDEA ZNACZKA TURYSTYCZNEGO. Chyba bym nie chciał, żeby zadzwonili do Leszna, a raczej na pewno bym nie chciał. Niestety mocno wkurzony, pojechałem dalej – do miejscowości Góra, gdzie niestety nie mogłem zobaczyć wnętrza kościoła Bożego Ciała, bo był po prostu zamknięty, chociaż byłem o 12.30, czyli o porze w której powinien być otwarty. Okazało się, że miałem pecha. Pani, która sprzedawała znaczek, powiedziała mi, że to wyjątkowa sytuacja. Trudno – tak bywa, obejrzę święte schody innym razem.

cz5fot4
 Świetny opowiadacz Pan Bartosz i kopia trumny celebrytk

Kolejnym punktem mojej marszruty była Wschowa - miasto przepięknej urody, szczególnie mogące podobać się tym, którzy lubiąc historię. Mury miejskie, średniowieczny układ ulic w centrum czy przepiękne kamienice. Właśnie Muzeum Ziemi Wschowskiej mieści się w pięknych XVIII wiecznych kamienicach. Oprowadzał mnie po nim Pan Bartosz. Muzeum małe, ale atmosfera fajna. Pan Bartosz wszystko wytłumaczył dał też mapkę Wschowy (chyba najlepiej dlatego zacząć od tego miejsca w Wschowie). Zastanawiałem się, co zobaczę w filii muzeum zlokalizowanej w dawnej rezydencji Jezuickiej. Powiem tyle – zapomniałem o moim wkurzenia z Leszna. Tam są po prostu bogactwa - na przykład ogromne zbiory numizmatyczne. Na piętrze tego muzeum króluje Pan Dariusz, który naprawdę posiada ogromna wiedzę na temat zbiorów i samego regionu. Widać w tym zapał miejscowego regionalisty (jak tam będziecie, szukajcie tego pana, bo zwiedzanie będzie zdecydowanie przyjemniejsze). Okazuje się, o czym nie wiedziałem, że Wschowa była bardzo mocnym ośrodkiem menniczym. Bito tu wiele monet, miedzy innymi dla Jagiellonów, a najwięcej dla samego Władysława Jagiełły. Z usług miejscowych mennic korzystali tez Zygmunt August, czy Jan Kazimierz. Jest też sala poświęcona bitwie pod Wschową między wojskami saskimi, polskimi, a armią szwedzką. Podobno jak my wspominamy co krok wiktorię grunwaldzką, tak Szwedzi z dumą mówią o bitwie pod Wschową. Warto zwrócić uwagę na sporej wielkości epitafium, saskiego oficera, który w tej bitwie zginął. Jak zwykle nie napiszę wszystkiego o tamtejszych eksponatach, ale jedno jest pewne, być w Wschowie i nie zobaczyć tych zbiorów, to tak samo jak być w Watykanie i nie zobaczyć Papieża.

cz5fot6
 Makieta dawnej Wschowy

Trzecie miejsce znaczkowe w tym mieście to Lapidarium. Niewątpliwie miejsce zadumy i wyciszenia (przydało się po Lesznie) Niestety długo dumać nie mogłem, bo zaczęło niemiłosiernie lać z nieba, co zmusiło mnie do taktycznego odwrotu w stronę samochodu. Kolejny adres wyklepany w nawigacji to, Grodowiec, gdzie mieści się Sanktuarium. Droga wiedzie przez znany wszystkim z lekcji historii Głogów – miasto w którym ludzie dosłownie potykają się o zabytki, a znaczka ani jednego! Kolekcjonerzy z dolnośląskiego, weźcie się na tym terenie do roboty, bo tak mnie zdrzaźnił brak znaczka, że chyba kiedyś przyjadę do miejscowego urzędu, by przekonać tutejsze władze do naszej idei. Aha, jadąc z Wschowy uważajcie, bo na tej drodze jest sporo radarów, a i jeden odcinkowy pomiar prędkości. Piszę o tym, ku przestrodze, byście oprócz znaczków, nie dostali pocztą pamiątkowego albumu ze zdjęciami, bo zdecydowanie wzrośnie Wam koszt pozyskania jednego znaczka podczas tego wyjazdu. Tak przy okazji dróg, czy Wy też tak macie, że lubicie jak się do Was „droga uśmiecha”? Tak właśnie jest na tym terenie. Trasa Leszno – Góra – Wschowa – Grodowiec – jest taka, aż chce się jechać. Po drodze urokliwe wsie, piękne lasy, panoramy pól, ciekawe kościoły, stare zabudowania dworcowe po nieczynnych już liniach kolejowych, a nawet pałace. Dwa z nich przykuły moją uwagę najbardziej. Były to pałace w Glinkach i Naratowie. Niestety obydwa nie są w najlepszej formie.

cz5fot5
 W Grodowcu ....

Jeśli chodzi o samo sanktuarium w Grodowcu, to można powiedzieć że… robi wrażenie. Jedzie się przez małe wsie, rozległe pola i łąki, a tu nagle, na wzgórzu ukazuje się ogromny kościół. Zadzwoniłem do drzwi plebanii, bo sklepik z pamiątkami był już zamknięty. Proboszcz bez większego problemu poszedł ze mną, otworzył sklepik i oczywiście sprzedał znaczek. Porozmawialiśmy chwilę, bo byłem ciekaw w jaki sposób tak wielki obiekt radzi sobie w tak małej miejscowości (nie ma co ukrywać, na wszystko potrzebne pieniądze). Rzeczywiście byłoby to trudne, bo cała parafia to trochę ponad tysiąc duszyczek. Jednak jest wsparcie potężnego mecenasa. Firmy, która dzieli się swoim bogactwem, by na terenie swojego działania, dbać o zabytki. Nie będę wam opisywał samego kościoła – sami oceńcie czy wam się podoba. Polecam wam jednak na pewno widok na panoramę okolicy widocznej spod murów sanktuarium. Zresztą gdy się dobrze przyjrzycie z jednej ze stron, widać obiekt przemysłowy firmy mecenasa, o której wcześniej pisałem. Już wiecie o jaki biznes chodzi? Jeśli nie – trzeba pojechać i sprawdzić.

Ostatnie znaczkowe miejsce, które w tym dniu zamierzałem zwiedzić, to również obiekt sakralny i również sanktuarium, ale jakże inne w wielkości i formie. Trochę bałem się, że będzie za późno, ponieważ minęła już godzina 18.00, ale liczyłem że będzie jakaś wieczorna msza i gdzieś tam księżula złapię. Miałem rację w 50%, ponieważ do Jakubowa dojechałem tuż przed mszą. Jednak ksiądz przeprosił, bo nie miał już czasu, by wrócić na plebanię. Trudno, ważne że mogłem obejrzeć rzadko spotykany stary kamienny kościół i piękne otoczenie w którym się znajduje. Dość powiedzieć, że sanktuarium sąsiaduje (dosłownie, bo zaczyna się za murem kościoła) z rezerwatem przyrody Buczyna Jakubowska.

Kiedy kończyłem zwiedzanie, słońce było już bardzo nisko. Cienie się wydłużały, a ostatnie promienie oświetlały kamienie z których zbudowany jest kościół św. Jakuba Apostoła. Przez chwilę zastanawiałem się, czy kiedyś, wieki temu ktoś taki jak ja, stał w tym samym miejscu i podziwiał tę kamienną budowlę. No cóż być może jakiś wędrowca – pielgrzym, był wtedy takim naszym odpowiednikiem – tylko biedacy znaczków wtedy nie mieli. Inna sprawa, że ja też nie miałem tego ostatniego znaczka, ale zrobiłem odpowiednie zdjęcia i wiedziałem, że w najbliższym czasie będę zamawiał z centrali znaczki, z miejsc które odwiedziłem, a z różnych przyczyn nie mogłem kupić, to i ten trafi do kolekcji. Kolejny znaczkowy dzień dobiegał końca. Zdobyłem osiem znaczków, znów poznałem fajnych, pozytywnych ludzi, a przede wszystkim poznałem kolejne miejsca, kolejne historie i kolejne dowody na to, że mój kraj – Polska – to piękne miejsce na ziemi. I nie ma tu ani krzty patetyzmu – ja tak naprawdę uważam. 

Bobik