Kolekcjonuję różne rzeczy, można rzec, że jest tych rzeczy zbyt dużo, ale nie przeszkadza mi to w ciągłym odkrywaniu kolejnych :-). To zresztą rodzinne, dziadek był bardzo poważnym filatelistą, tata zbierał znaczki i monety, o swoich zbiorach (winyli, kart telefonicznych, zapałek, komiksów, czasopism czy podkładek do piwa) mógłbym pisać bez końca. Przygoda ze znaczkami zaczęła się we wrześniu 2018 roku. Pierwszy raz zauważyłem dziwne "drewniane breloki" (jak mawia mój znajomy) wędrując z kolegą po Beskidzie Żywieckim. W każdym odwiedzanym schronisku zauważałem znaczki, ale myśl o nowej kolekcji jedynie kiełkowała. Pierwszy raz skusiłem się na Hali Boraczej, być może podniósł mi się poziom endorfiny po spożyciu tamtejszych, przepysznych drożdżówek? I tak zaczęło się zbieranie, choć obiecywałem sobie że to "tylko na próbę". 


Długo zresztą się nie zastanawiałem, po przeczytaniu ulotki wiedziałem, że to coś w sam raz dla mnie :-). Zgodnie z przewidywaniami "próba" trwa do dziś, z tamtej eskapady przywiozłem jeszcze znaczki z Hali Lipowskiej, Miziowej i schroniska na Markowych Szczawinach. To również w Beskidzie Żywieckim pierwszy raz zetknąłem się z nadzwyczaj frustrującym doświadczeniem braku znaczka (Rysianka). Połączenie podróżowania i kolekcjonerstwa to wspaniały pomysł, oczywiście nie wymyślony wczoraj, jednakże systematyka kolekcjonowania znaczków i swoisty porządek kolekcji to już niewątpliwa rewelacja. Teraz jestem już na etapie odkrywania nieoczywistych miejsc znaczkowych, jak również planowania podróży pod kątem zdobycia nowych trofeów. Tylko dzięki nowej pasji odkryłem takie miejsca jak: Legnickie Pole, Skansen w Kwiatkówku czy Muzeum Stefana Żeromskiego w Kielcach. Zresztą w samej stolicy też można dzięki kolekcji coś "odkryć" - Muzeum Warszawy czy Muzeum Sportu i Turystyki! Na dziś mam zbiór blisko 200 znaczków, w tym czeskich i słowackich. Z ostatniego wypadu do Legnicy przywiozłem komplet :-)