Historia mojego pierwszego znaczka...Zaczęło się dość spontanicznie, przed 5 miesiącami. To była moja pierwsza wspólna wyprawa z obecną partnerką, choć ten wypad chciałem odbyć zanim się jeszcze poznaliśmy. Puszczykowo, Jeziory, Mosina... zainteresowałem się tymi okolicami dzięki książce "Weź wyjdź" autorstwa Patryka Świątka. Nie miałem wówczas jeszcze pojęcia o istnieniu znaczków turystycznych, a moje podróże były znacznie rzadsze oraz "płytsze" niż ma to aktualnie miejsce.

Do rzeczy jednak. Kiedy wysiedliśmy z pociągu w deszczowym Puszczykowie, skierowaliśmy się w pierwszej kolejności do Muzeum Arkadego Fiedlera. Muzeum wywarło na nas duże wrażenie, a jako że była to dla nas symboliczna, pierwsza wspólna wyprawa, (choć jedna z wielu jak pokazały kolejne miesiące :) ), pomyślałem, że fajnie byłoby uhonorować tę podróż jakąś pamiątką. Choć wybór był dość spory, to znaczek turystyczny szybko wpadł mi w oko. Mimo, że na co dzień prezentuję raczej zachowawcze podejście w stosunku do rzeczy materialnych, to w tym wypadku obudził się we mnie duch kolekcjonera i znaczki stały się jedynymi zbieranymi przeze mnie przedmiotami. Uznałem, że na jeden wyjątek mogę sobie w tej kwestii pozwolić, a znaczek turystyczny przypadł mi do gustu ze względu na jego estetyczny wygląd, formę, unikatowość oraz ideę za nim stojącą. Tę w skrócie przedstawił mi wnuk Arkadego Fiedlera. Nie nakłaniał mnie jednak do zakupu. Decyzję podjąłem sam. Ten wybór zapoczątkował moją znaczkową przygodę, chociaż z ogromem całego przedsięwzięcia zapoznałem się dopiero po powrocie do domu, za pośrednictwem strony internetowej. Nikła (jeszcze) świadomość spowodowała, że podczas dalszej części omawianej wyprawy, ominęliśmy z towarzyszką inną znaczkową lokację - Ośrodek Muzealno - Dydaktyczny WPN ze znaczkiem Wielkopolskiego Parku Narodowego. Plan jest taki, by powrócić w owe miejsce za kilka(naście) lat, powspominać naszą pierwszą wspólną wyprawę, oraz nadrobić tę znaczkową zaległość...