poznanZazwyczaj w tym miejscu znajduje się informacja, że oto zakończyło się jakieś spotkanie i niniejszym zachęcamy do zapoznania się z relacją z tego spotkania. Tym razem będzie inaczej, bowiem spotkanie miało miejsce dwa miesiące przed opublikowaniem tego tekstu, który niestety z różnych przyczyn nie mógł powstać prędzej. A powstał, bo wreszcie nadszedł czas na uporządkowanie pewnych materiałów na stronie Znaczków Turystycznych i troszkę brakowało nam niniejszej relacji. Tradycyjnie jednak w tym miejscu złożymy podziękowania. Tym razem chcemy podziękować Zbyszkowi, który poświęcając wiele swojego czasu wybrał się w te nasze wielkopolskie strony by tu propagować Znaczek Turystyczny i by porozmawiać
z grupką kolekcjonerów. Dziękujemy i liczymy na kolejne spotkania.

 

Hubert z Obornik

Z racji niemożności uczestniczenia w I Spotkaniu kolekcjonerów ZT jakie odbyło się w Bilej Vode w Czechach, podczas licznych rozmów ze Zbyszkiem, po cichu liczyłem na takie spotkanie właśnie w Wielkopolsce. Wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, a było nim wdrożenie Znaczków Turystycznych w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Szybko okazało się, że poznańskie znaczki to ciężki pakunek i że prawdopodobnie Zbyszek osobiście przybędzie do stolicy regionu by przekazać znaczki. Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Ustalono termin, wstępne miejsce i tylko dzień tygodnia (niedziela) nie był niestety zbyt szczęśliwy bo jednak spotkanie zostało ograniczone koniecznością pójścia w dniu następnym do pracy. Ale ostatecznie ciesząc się pierwszym spotkaniem wielkopolskich kolekcjonerów gotów byłem do wielkich poświęceń w imię rozwoju idei ZT i integracji lokalnych środowisk wielbicieli znaczków.

Niedzielne przedpołudnie minęło szybko i raptem trzeba było wsiąść do pociągu by na czas dotrzeć na spotkanie. Podróż na stojąco pomiędzy dużym panem, a biuściastą panią upłynęła dosyć szybko, no ale już kilometrowy przejazd tramwajem po Poznaniu ciągnął się niemiłosiernie. Uznałem zatem, że pora wziąć sprawę w swoje ręce, a raczej nogi i wyskakując z „bimby” na własnych nogach ruszyłem przez miasto na umówione miejsce spotkania. Wpadłem z rozpędu na poznański Rynek i o dziwo nie spotkałem Zbyszka, który jak się okazało wraz z Martą i Michałem oczekują na mnie po drugiej stronie płyty rynku. Jako że dysponowaliśmy chwilką nadplanowego czasu to spontanicznie postanowiliśmy udać się na krótki spacer. Prowadząc całą grupę po poznańskich zaułkach Marta z Michałem dzielnie sprawowali się w roli przewodników. Poprzez Wzgórze Przemysła, zaplecze Muzeum Narodowego i Plac Wielkopolski dotarliśmy do Okrąglaka, skąd dalej poszliśmy pokazać Zbyszkowi m.in. Teatr Wielki oraz Zamek Cesarski. Zatoczywszy sporych rozmiarów kółeczko skierowaliśmy się do rynku by tam już w spokoju oddać się dyskusjom na znaczkowe tematy. W międzyczasie jednak okazało się, że Zbyszek obok swoich wielu umiejętności posiada także dar zaklinania bankomatów, nad czym szczególnie ubolewała Marta. Ostatecznie jednak pogodziliśmy się z tym i osiedliśmy przy ciemnej Fortunie by oddać się znaczkowym tematom.

Rozmowy same się kleiły, a mnogość tematów co chwilę zwalała z nóg. Nim się zorientowaliśmy, a już byliśmy na półmetku spotkania. Ale nie przejmując się czasem (i tak miałem zamiar wrócić do domu ostatnim pociągiem), rozmawialiśmy dalej o przyszłości ZT w Wielkopolsce. Przy okazji podzieliliśmy się zadaniami przy tworzeniu naszej społecznościowej strony internetowej i profilu na Facebooku, a wszystkie pomysły zapisane na naszych „twardych dyskach” dla utrwalenia podlewaliśmy chmielowym napojem w różnych wariacjach. W końcu jednak nadeszła ta pora i trzeba było pomyśleć o zakończeniu obrad. Odprowadzając Zbyszka do hotelu tym razem ja skorzystałem ze swojej nadprzyrodzonej umiejętności poskramiania domofonów, a w połączeniu z darem Marty do sterowania windą tworzyliśmy już iście diabelską ekipę. Nie omieszkaliśmy oczywiście przyjrzeć się zdeponowanej w samochodowym bagażniku paczce ze znaczkami dla Muzeum Narodowego. Zachwytom nie było końca. Ostatecznie obdarowani przez Zbyszka znaczkowymi materiałami i różnymi innymi prezentami poczuliśmy smak zbliżających się świąt. No i pewnie, gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, rozmawialibyśmy dalej, ale niestety przyszedł czas na pożegnanie. Zostawiliśmy więc Zbyszka w pokoju (w końcu niech sobie chłop raz po raz odpocznie), a sami udaliśmy się w pobliże dworca PKP gdzie już miał czekać mój środek lokomocji.

W tym miejscu pewnie powinien być koniec tej relacji bo oficjalnie spotkanie się zakończyło. Nieoficjalnie jednak szliśmy dalej jako znaczkowy team i kontynuowaliśmy obrady. Niestety trwało to niezbyt długo, bo w końcu doszliśmy w pobliże dworca i trzeba było pożegnać Martę i Michała, którzy niczym Lucky Luck odeszli w siną dal z napisem The End na plecach. Ja zaś zająłem miejsce w pustym nocnym pociągu i próbując zapanować nad snem, by nie obudzić się w Kołobrzegu nękałem Zbyszka nocnymi sms-ami. I tylko nie wiem czy mi się to śniło, czy wydawało, ale mam przed oczami obraz trójki spacerowiczów wykrzykujących w nocnym Poznaniu hasła promujące Znaczki Turystyczne. Czy macie podobne wrażenia?